Ze Sparksem miałem do czynienia ładnych parę lat temu, gdy w
moje ręce trafiła ,,Jesienna Miłość’’. Książka nie wywarła na mnie zbyt dobrego
wrażenia, więc miałem spore obawy co do obecnej powieści. Z racji tego, że
przeczytałem jednak wszystkie książki na swojej półce postanowiłem sięgnąć po
,,I wciąż ją kocham’’, którą nota bene dostałem w prezencie.
Książka opowiada losy Johna Tyree, który jako młody
mężczyzna zaciągnął się do armii Stanów Zjednoczonych, gdzie stacjonował w
jednej z Niemieckich baz. Podczas urlopu chłopak odwiedza rodzinne strony, a
także swojego ojca. W czasie wakacji poznaje na plaży pewną dziewczynę o
imieniu Savannah, która okaże się być największą miłością jego życia.
Początkowo myślałem, że trafiłem na kolejny ckliwy romans. Czy miałem rację ?
Niekoniecznie.
Akcja powieści dzieje się bardzo wolno. Nie mamy tutaj co
liczyć na szybką akcję i nieoczekiwane zwroty wydarzeń. Autor powoli prowadzi
nas w głąb duszy bohatera i stopniowo ukazuje nam jego emocje. Narratorem w
powieści jest sam John i to właśnie o jego odczuciach dowiadujemy się
najwięcej. Losy Savannah, a także jego ojca są nam pokazane z jego perspektywy, przez co nie możemy poznać innych od
podszewki.
Samo przedstawienie miłości trochę się ściera z moją wizją
tego pięknego uczucia. Odniosłem wrażenie, że u Sparksa jest ona nieskazitelnie
czysta, bez żadnych wad i ślepo wierząca w drugą połówkę. Zbyt to wszystko cukierkowate i słodkie by
mogło być prawdziwe. Zastanawiały mnie też często dialogi pomiędzy dwójką
zakochanych. Co kilka zdań o coś się przepraszają i są dla siebie szalenie
mili. Czytając ,,I wciąż ją kocham’’ miałem uczucie, że śledzę losy dwójki
doskonałych ludzi, którzy nie mają żadnych wad, a miłość dodaje im siły o
jakiej ludzie samotni mogą tylko pomarzyć. O ile Savannah, która wychowana w
duchu chrześcijańskim mogłaby się tak jeszcze zachowywać to taki obraz w ogóle
nie pasuje do żołnierza Stanów Zjednoczonych.
Dużym plusem powieści jest przedstawienie problemu związku
na odległość. Autor doskonale pokazuje jak trudną sztuką jest utrzymać uczucie,
nawet to najsilniejsze jeśli dzielą nas tysiące kilometrów. Ciekawie pokazuje
wątpliwości bohaterów, a także ich niezachwianą wiarę w to, że prawdziwa miłość
jest w stanie pokonać wszelkie przeszkody. John, który odlicza dni do urlopu
czy wciąż śląca listy Savannah to piękny widok i taki motywacyjny kopniak,
który pozwala wierzyć, że są w naszym życiu rzeczy o, które warto walczyć do
samego końca.
Podobał mi się również wątek z ojcem głównego bohatera.
Bardzo trudna w tym przypadku linia ojciec-syn pokazuje nam jak trudno jest się
czasem dogadać z wydawałoby się najbliższymi osobami w naszym życiu. John
jeszcze jako nastolatek opowiada o tym, jak trudno jest mu zrozumieć swojego
ojca oraz skarży się na słaby kontakt ze swoim opiekunem. Dopiero z czasem
zaczyna dostrzegać jak wspaniałym człowiekiem jest jego tata i bardzo brakuje
mu chwil, które kiedyś uważał za bezwartościowe.
Myślę, że głównym przekazem książki miała być miłość, która
jest obecna we wszystkich aspektach naszego życia. Nicholas Sparks w piękny sposób
przelał na papier uczucia dwójki młodych ludzi, którzy z całych sił walczą o
swoje szczęście. Wydaje mi się, że u Nicholasa miłość to nie jest nasze
szczęście ale tej drugiej osoby. Autor
chciał pokazać, że dopiero wtedy, gdy interes drugiego człowieka jest nam
bliższy niż własny to jesteśmy prawdziwie zakochani.
Ogólnie rzecz biorąc książka mi się podobała. Choć liczyłem
na trochę więcej akcji to nie jestem zawiedziony, że po nią sięgnąłem. Mimo
sporej przewidywalności jest to kawał dobrej lektury, która uczy o ważnych
rzeczach w życiu. Myślę, że książka spodoba
się głównie kobietom, choć faceci również mogą tu znaleźć coś ciekawego.
Kończąc zacytuję słowa Matki Teresy :
,,Prawdziwa
miłość boli’’
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz